12.05.2013

"Szkoła moich marzeń"-VIII OGÓLNOPOLSKI KONKURS LITERACKI

Na konkurs wpłynęło 437 prac ze 145 szkół podstawowych i gimnazjów z całej Polski. Dwie uczennice z naszej szkoły zajęły II i III miejsce w kategorii -proza. Martyna Prajzendanc z klasy Vc -II miejsce i Julia Wróbel również z klasy Vc -III miejsce.

Na konkurs wpłynęło 437 prac ze 145 szkół podstawowych i gimnazjów z całej Polski. Dwie uczennice z naszej szkoły zajęły II i III miejsce w kategorii -proza.

Martyna Prajzendanc z klasy Vc -II miejsce i Julia Wróbel również z klasy Vc -III miejsce.

„SZKOŁA MOICH MARZEŃ”

POD PATRONATEM

ZACHODNIOPOMORSKIEGO KURATORA OŚWIATY

PATRONAT MEDIALNY

„GŁOS KOSZALIŃSKI”

Uroczyste rozdanie nagród i wyróżnień odbędzie się 13 czerwca 2013 r. o godz. 15.00 w Zespole Szkół nr 11 im. ks. Jana Twardowskiego przy ul. Jabłoniowej 23 w Koszalinie.

Praca Martyny:-)))

 

 

 

 

 

„Szkoła moich marzeń”

 


Cóż to była za noc! Nie mogłam zasnąć! Aż wreszcie poczułam, że powoli „odpływam” w nieznane mi przestworza.

Nagle znalazłam się przed nietypowym budynkiem.  Nad głównym wejściem wisiał szyld z napisem „SZKOŁA”, ale budynek ten w ogóle jej nie przypominał (oczywiście takiej, jaką znałam na co dzień). Białe cegły w kształcie serduszek pokrywały wszystkie ściany. Okna z bladozielonymi szybami i żółtymi ramami ukazywały wnętrza klas. Wokół było mnóstwo zieleni. Kiedy tak chłonęłam wzrokiem piękno tej budowli, usłyszałam pojedynczy gong, który echem rozchodził się po okolicy. Zorientowałam się, że nie byłam tu sama! Ze wszystkich stron nadchodziły dzieci w moim wieku. Przyłączyłam się do grupy dziewczynek i ruszyłyśmy ku wielkim, szklanym drzwiom wejściowym. Główny holl tejże szkoły był ogromny. Ściany zdobiły tęczowe barwy. Strzałki na podłogach wskazywały drogę, do różnych miejsc.
W hollu panował wesoły rozgardiasz. Dzieci nie spieszyły się i nie miały ze sobą tornistrów. Uczniowie podchodzili do wielkiej, kolorowej szafy, która wyglądem przypominała automat z napojami, ale nie do końca. Zamiast nazw napojów, w podświetlonych, kolorowych okienkach umieszczono nazwy przedmiotów szkolnych. Na samej górze widniał napis: „BIERZ, CO CHCESZ”. To niewiarygodne! Mogłam wybrać sobie lekcje, w których chciałam uczestniczyć! Decyzja nie była trudna. Szybciutko wcisnęłam przyciski obok nazw moich ulubionych przedmiotów. Szafa wydrukowała mi cztery bileciki. każdy miał inny kolor
i cyfrę. Najpierw wybrałam czerwoną karteczkę i ruszyłam w kierunku, który pokazywała mi znajdująca się na podłodze strzałka w tym samym kolorze.

Po chwili dotarłam przed drzwi z napisem: „JĘZYK POLSKI”. Z pewnym niepokojem przekroczyłam próg klasy. A tam za biurkiem, wpatrzona w listę uczniów, siedziała Wisława Szymborska! Byłam ogromnie zaskoczona! Wiedziałam, że jest świetną pisarką. Uwielbiałam jej wiersze. Na lekcji recytowała kilka z nich. Pani Wisława okazała się przesympatyczną i wesołą osóbką.

Nieoczekiwanie po trzydziestu minutach zabrzmiał gong, oznajmiając koniec lekcji. Wyciągnęłam
z kieszeni kolejny bilecik, tym razem w kolorze żółtym i podążyłam za żółtą strzałką. Zaprowadziła mnie ona przed drzwi z napisem: „MUZYKA”. A tu kolejna niespodzianka! Przed tablicą, we własnej osobie, stał Fryderyk Chopin! Uśmiechał się do wszystkich ciepło. Po chwili rozdał nam papier nutowy. Każdy mógł komponować własne melodie pod nadzorem wielkiego wirtuoza. Atmosfera lekcji była luźna i wesoła, w tle słychać było dźwięk fortepianu.

Wszystko działo się w niesamowitym tempie. Byłam ogromnie podekscytowana tym, co się dzieje. Nie miałam pojęcia, co mnie jeszcze czeka, ale z ogromną ochotą udałam się z moją grupą na kolejną lekcję.

W drzwiach pomieszczenia stało dwóch ekscentrycznych panów. Byli to Albert Einstein i Karol Darwin. No tak, to jest lekcja przyrody z elementami fizyki. Kiedy rozejrzałam się po sali, uświadomiłam sobie, że to nie jest klasa, a  po prostu…no właśnie, sama nie wiem, jak można to określić jednym słowem: dżungla, ZOO i laboratorium chemiczne! Stałam jak słup soli. Uczniowie opiekowali się zwierzętami
i pielęgnowali rośliny, a niektórzy robili doświadczenia chemiczne. Klasa wypełniona była niesamowitymi dźwiękami i zapachami. Nad naszymi głowami stale przepływały kolorowe mgiełki, bryzy orzeźwiające
i barwne motyle. Chciałam zostać tam dłużej, ale niestety donośny gong oznajmił, że lekcja się skończyła.

Teraz nadszedł czas na godzinną przerwę. Udałyśmy się do szkolnego ogrodu, który zachwycił mnie swoim pięknem. Poszłyśmy do altanki. W środku, znajdowała się mięciutka i ogromna kanapa, a obok był szwedzki stół. Królowały na nim malutkie kanapeczki, owoce i napoje. W pomieszczeniu znajdował się również regał z komiksami, czasopismami młodzieżowymi oraz sprzęt sportowy. Były to wymarzone warunki na relaks!

Ostatnia lekcja to GODZINA WYCHOWAWCZA. Każdy był podekscytowany, bo dziś miało być wyjątkowo! Zajęcia prowadził pan cukiernik. To było niesamowite! Zabrał nas do Cukierkolandu!!! Nie brakowała tam niczego! Czekoladowa fontanna, torty, ciasta i ciasteczka oraz lody. Wszystko, czego dusza zapragnie! Co za radość ogarnęła moje ciało! Wtem tą niesamowitą frajdę zaczął przerywać nam gong, ale miałam wrażenie, że brzmi zupełnie inaczej niż poprzednio. Był coraz głośniejszy i bardziej natarczywy…Do tego poczułam lekkie szturchanie w ramię. Ojej! To mój budzik! Niestety wybudzał mnie z pięknego snu. Nade mną pochylała się mama mówiąc:

-Wstawaj śpiochu! Nawet budzik z tobą dzisiaj przegrał!

Mój sen był piękny. Chciałabym, żeby kiedyś się spełnił. Na pocieszenie mama włożyła do mojej śniadaniówki kolorowego, marcepanowego lizaka, który przypomniał mi moją wyśnioną i wymarzoną szkołę oraz Cukierkolandję!

 

 

 

 

 

 

KARTA INFORMACYJNA

 

imię i nazwisko ucznia - Martyna Prajzendanc, klasa V c

nauczyciel, pod kierunkiem którego praca była pisana –Magdalena Wróblewska

adres szkoły –Szkoła Podstawowa nr 2 im. L. Teligi w Pyrzycach, ul. Poznańska 2, 74 -200 Pyrzyce

 

 

 

Praca Julki:-)))

 

 

 

,, Szkoła marzeń ’’

 

Dzisiaj jak w każdy poniedziałek muszę spełnić swój szkolny obowiązek. Właśnie podjechał autobus na przystanek i udało mi się w ostatniej chwili do niego wsiąść. Miałam nadzieję, że się  spóźnię i będę mogła zostać w domu, aby dokończyć czytanie mojej ulubionej powieści. Niestety nie udało się tym razem, a więc czeka mnie kolejny nudny dzień w szkole.

Autobus jechał dość długo, zatrzymał się i w końcu wysiadłam. I … gdzie ja w ogóle jestem ? To nie jest moja szkoła, tylko jakiś piękny XVIII-wieczny budynek.

Nad wielką żelazną bramą widnieje szyld ,,Ospedale Della Pieta ’’, a w oddali słychać muzykę poważną. Nie mogę w to uwierzyć, ale chyba jestem w Wenecji, a ta barokowa budowla to szkoła dla dziewcząt prowadzona przez Antonio Vivaldiego. Wchodzę szybko do środka. Vivaldi właśnie komponuje utwór ,,Cztery pory roku“. Trwają przygotowania orkiestry do koncertu kościelnego. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu kompozytora i jego dobroci dla sierot, które wychowuje i uczy miłości do muzyki. Mogłabym zostać tutaj na zawsze, by móc szlifować swój talent pod okiem słynnego muzyka. Antonio zaprosił mnie, abym wraz z nimi zagrała w kościele. Dostałam partie skrzypiec. Przybyło wielu gości z całej Europy. Kaplica była wypełniona po brzegi. Vivaldi dyrygował, a my graliśmy bez tremy. Gdy skończyliśmy publiczność zaczęła potwornie kaszleć i mocno wydmuchiwać nosy. Byłam zdziwiona, że nagle wszyscy dostali ataku grypy. Dopiero później dowiedziałam się, że słuchacze  w ten sposób okazują swoje uznanie, a oklaski w kościele są zabronione. Po koncercie wybraliśmy się na przejażdżkę gondolą. Wenecja jest miejscem niezwykle ekscytującym. Muzyka rozbrzmiewa wszędzie: na rynku melodie wygwizduje nawet najbiedniejszy szewc czy sprzedawca owoców. Gondolierzy zaczynają śpiewać na najmniejszą zachętę. To wszystko sprawia, że oczy mi się zamykają i usypiam.

Po chwili budzi mnie głośna dyskusja i śmiechy. Wokół mnie znajduję się grupa studentów, a ja siedzę w dużej auli. To niewiarygodne, ale  jestem na wykładzie z matematyki na Uniwersytecie w Menchesterze. Profesor Erdös wypowiada magiczne słowa ,, Chciałbym przedstawić jeden z moich problemów ”. Mówiąc to zapala iskrę zainteresowania wśród swoich studentów. Okazało się, że profesor ma problem, którego sam nie rozwiązał, ale uważa, że mógłby to zrobić ktoś słuchający jego wykładu - za pieniądze. Zaskoczyło mnie to, że tak mądry człowiek traktuje swoich uczniów jak równych sobie, daje im do rozwiązania problemy, z którymi mogą sobie poradzić i obserwuje ich postępy. Uświadomiłam sobie, że to świetny pomysł, by w ten sposób zachęcić młodych ludzi do matematyki. Profesor ogłosił, że funduje nagrodę pieniężną w kwocie pięćdziesięciu dolarów, jeżeli ktoś udowodni jego twierdzenie o liczbach pierwszych. Rozglądam się wokół siebie i nie mogę u wierzyć w to, co widzę. Erdös hojnie służy swoim umysłem, jeżeli tylko ktoś chce z tego skorzystać. Wszyscy pracują z szczerą chęcią i zapałem. Udowadniam twierdzenie Erdösa i pięćdziesiąt dolarów należy do mnie. Zajęcia dobiegły końca. Nie zauważyłam nawet, kiedy minął ten pełen wrażeń dzień. Najwyższa pora wracać do domu. Wyszłam przed uniwersytet, aby złapać jakiś autobus. Może uda mi się na niego spóźnić i będę mogła tutaj zostać.

Gdy znalazłam się w domu, mama na mój widok oniemiała ze zdziwienia i w końcu stwierdziła, że oczy mi się tak dziwnie błyszczą, jakbym przeżyła jakąś fascynującą przygodę. -

-Przecież byłam w szkole…- odpowiedziałam jej tylko.

 

 

 

KARTA INFORMACYJNA

 

imię i nazwisko ucznia - Julia Wróbel, klasa V c

nauczyciel pod kierunkiem, którego praca była pisana –Magdalena Wróblewska

adres szkoły –Szkoła Podstawowa nr 2 im. L. Teligi w Pyrzycach, ul. Poznańska 2,
74 -200 Pyrzyce,

 

 

 



7
Dodaj Komentarz
  • 7
  • 13
  • 6
Komentarze