05.10.2013
EUROPEJSKIE DNI PTAKÓW
W pierwszy weekend października zachęcamy wszystkich do obserwowania i liczenia ptaków, które odbywają swą wielką jesienną wędrówkę.
Gdzie najlepiej obserwować ptasie wędrówki?
Obserwacje można prowadzić wszędzie: zarówno w przydomowym ogródku, w miejskim parku,
jak i nad lokalnym zbiornikiem wodnym.

Warto poznać gatunki ptaków, które migrują jesienią przez terytorium Polski
lub przylatują do nas na zimę.
![]()
Poza bezpośrednim prześladowaniem przez ludzi, ptakom silnie zagraża również stopniowa utrata
miejsc odpoczynku i żerowania, wynikająca z działalności człowieka.
![]()
ZA LICZENIE PTAKÓW SIĘ ZABIERAMY
I WIERSZYKI IM POŚWIĘCONE KLIKAMY!
20
21

Z pozdrowieniami głosik 308.
Kiedy coś się w końcu ruszy?
Kiedy koniec tych katuszy?
Czy te wszystkie "KRÓTKIE" przerwy
Nie działają Wam na nerwy?
Życzę wiele cierpliwości
i codziennej normalności.
•♥•´¯)
`•.,(¯`•♥•´¯)
`•.,(¯`•♥•´¯)
♥(¯`.´¯)♥
(¯°۰۪۪۫۫●۪۫۰°¯)
♥(_.´`._)♥.POZDRAWIAM
307 klikamy i pozdrawiamy:)
Między przerwami Was odwiedzamy i głosik 303 klikamy:)
POZDRAWIAM I GŁOSI 269 ZOSTAWIAM
Pozdrawiam i nocny głosik 269 zostawiam
268 klikam, pozdrawiam i zmykam;0
Niedzielnie pozdrawiamy i głosik 267 klikamy.
Niedzielnie pozdrawiamy i głosik 267 klikamy.
Pozdrawiamy i głosik 249 zostawiamy:-)
Pozdrawiamy i głosik 249 zostawiamy:-)
Dziękujemy za gratulacje. Z pozdrowieniami na dobranoc głosik 211.
Dziękujemy za gratulacje. Z pozdrowieniami na dobranoc głosik 211.
Pod osłoną nocy przez Przerwę Techniczną się przedarłam i z głosikowym 205 pozdrowieniem do Was dotarłam::))
Głosikiem 198 cieplutko pozdrawiamy z Wysokienic:)
Żelki pozdrawiają serdecznie i głosik klikają ... ;-)))
191
Wróbelek Elemelek i kartofelek
Raz wróbelek Elemelek znalazł w polu kartofelek. Nie za duży, nie za mały, do jedzenia doskonały. Lecz ziemniaki na surowo jeść niemiło i niezdrowo. Znacznie lepsze będą one, gdy zostaną upieczone.
Skrzesał iskrę Elemelek, suche liście wokół ściele, dwie gałązki kładzie blisko i już pali się ognisko.
A kartofel - czy czujecie? - tak prześlicznie pachnie przecież, tak kusząco się nadyma, że nie sposób wprost wytrzymać.
Nie wytrzymał Elemelek, chce wyciągnąć kartofelek, zjeść go szybko, prędzej, zaraz...
-Ajajaj!
To ci ambaras!
Macha łapką Elemelek, a na łapce ma bąbelek. Choć niewielki bąbeleczek, jednak boli, jednak piecze.
W lesie leśna jest apteka, Elemelek więc nie zwleka, wznosi skrzydła, mówi: "Lecę" - i za chwilę jest w aptece.
A w aptece siedzi wrona, bardzo mądra i uczona. W czystym, białym jest fartuchu, trąbkę trzyma tuż przy uchu i przez trąbkę chętnie słucha, bowiem jest troszeczkę głucha.
-Chciałbym maść na oparzenie...
-Hę? Coś dać na przeczyszczenie? Weź olejek rycynowy, jutro brzuszek będzie zdrowy.
-Ach, nie brzuszek, wrono miła! Łapka mi się poparzyła i wyskoczył brzydki bąbel.
-Plombę? W ząbek włożyć plombę? Lecz cóż- choć mam leków trzysta, plombę musi dać dentysta.
Więc wróbelek- trudna rada- hyc! wskakuje na stół, siada i wyciąga wprost do wrony swój pazurek poparzony.
Obejrzała wrona palec z każdej strony doskonale, przyłożyła siemię lniane i kazała pić rumianek, bo to ziółko znakomite. Wypisała potem kwitek, grzecznie mówiąc:
-Bardzo proszę wpłacić w kasie cztery grosze.
Trzymał się ten bąbelisko chyba coś przez trzy dni blisko, lecz się w końcu zląkł okładów i gdzieś wyniósł się bez śladu. Odtąd, jeśli Elemelek piecze sobie kartofelek, to cierpliwie z boku czeka, kiedy ziemniak się przypieka.
W jesiennym niebie, pochmurnym wieczorem,
Wędrownym kluczem w odlotnej wyprawie
Ciągną wysoko z żałosnym klangorem
Żurawie! Żurawie!
Pod nimi pustka pól martwa, mgły, chłody,
Nagi las drżący w przymrozków obawie,
Znużone sady, zaparte zagrody...
Żurawie! Żurawie!
Płyną jak długie westchnienie bez końca,
Jak jęk ogromny ziemi w łkań zadławie,
Jak krzyk rozpacznej tęsknoty do słońca...
Żurawie! Żurawie!
Uniesie pastuch, o kij wsparty, głowy,
Długo za nimi pozierając łzawie
I porykując łby odwrócą krowy...
Żurawie! Żurawie!
Leciałbym z wami, gdzie pierś radość czerpie,
Lecz jak tu smutki swe same zostawię,
To wszystko, przez co cierpiałem i cierpię...
Żurawie! Żurawie!
Kos wszedł na rzece na mostek,
Przemoczył nogi do kostek.
Jęknął więc na cały głos:
"Rany koskie, jakem kos,
Na pewno będę miał katar!
Niechby mi plecy ktoś natarł,
Niechby dał ktoś aspirynę,
Bo na pewno marnie zginę!"
Poleciał kos do lekarza:
"Doktorku, to mnie przeraża,
Przemoczyłem sobie nogi,
Ratuj mnie, doktorku drogi!"
Lekarz się roześmiał w głos
I spojrzał na kosa z ukosa:
"Do kataru potrzebny jest nos,
A kos przecież nie ma nosa.
Chętnie z tobą się założę:
Dziecku to zaszkodzić może,
Lecz ty, kosie, co chcesz rób,
Nie masz nosa, tylko dziób.
Mój drogi, ptakom katar nie zagraża."
Kos jak niepyszny wyszedł od lekarza,
Zawstydzony kroczył lasem,
A ptaki dookoła ćwierkały tymczasem:
"Patrzcie, patrzcie, idzie kos,
Ależ mamy z kosem los,
Kosi-kosi łapki,
Pogadaj do babki!
Co, kosie? Co, kosie? Co, kosie?
Dostało ci się po nosie!"
Syty żab i lazuru, w którym na stodole
Na jednej nodze stoi, na piastowym kole,
Zdziwiony i ciekawy, w gładkim spłynął locie
Na dziedziniec zagrody, ujrzawszy na płocie
Jakieś postacie barwą pokrewne i bliźnie,
Lecz z głowami Murzynów, choć w śnieżnej bieliźnie.
A pocieszna czereda owa nieznajoma
Kłóciła się z powiewem, machając rękoma,
Podrygując i łamiąc się wiotkimi ciały,
Jak gdyby w niedorzecznym tańcu poszalały.
I wydziwiały, coraz butniejsze i śmielsze,
Że jużci od bociana są czystsze i bielsze,
Który stąpa z powagą gminnego pisarza,
Zmaczawszy końce skrzydeł w czerni kałamarza
I jak ów pióro w zębach, dziób nosi zbyt długi,
Z góry stawiając kroki, wzdęty od zasługi.
Bociana pogardliwe zdjęło miłosierdzie,
Gdy poznał w samochwałach stare płotu żerdzie,
Którym na łby wetknięto makutry gliniane
I gdzie suszą się w słońcu chust płachty poprane.
I z uśmiechem tajemnym spojrzał na obwiesie,
Na myśl, co to niebawem do chaty przyniesie,
A gaździna, nadziei spełna i otuchy,
Zuchwałe wrogi jego podrze na pieluchy.